poniedziałek, 10 marca 2014

Fordziszcze Galaxy 2.0 TDCI PowerShift

No to się pojeździło :) W piąciszcze ostatnie odebrałem z okolic Lubonia (podziękowania dla Pana Dyrektora Macieja i Pani Kierownik Anny) testowego Forda Galaxy z dwulitrowym dezelem i awatamtyczną skrzynią biegów. Fotek nie wrzucam. Koń jaki jest, każdy widzi. Wersja po lifcie, egzemplarz mniej więcej półroczny.

Pierwsze wrażenie? Za duży - nie zmieści mi się w garażu, więc auto nie dla mnie - pomyślałem w duszy na parkingu. Niemniej jednak grasujące po okolicy watahy kun, które lubują się w nocnym unicestwianiu instalacji elektrycznych w autach wymusiły na mnie upakowanie auta w salonie garażowym. I zmieścił się - na wysokość, długość i szerokość. Zmieścił się nawet na tyle, że dało się otworzyć klapę bagażnika bez uszczerbku na stojącym w pobliżu Capri. 

Wrażenia z jazdy? Hmm. Zaskakująco dobra trakcja - nawet mimo zimowych "balonów" na stalowych felgach, sporej masy (ponad 2,5 tony) i ogólnej "blaszanej konserwy". Tak, auto jest spore, jak na europejskie warunki i blachy zużyto nań sporo. Zapewne jak na półtora mondeo lub mały autobus. Duże powierzchnie przeszklone szczęśliwie niwelują nieco wrażenie przemieszczania się lodówką. No ale jedzie, skręcywa i hamuje przyzwoicie.

Dynamika - satysfakcjonująca dla miłośników rodzinnych tradycyjnych wartości i połykaczy kilometrów - 140 KM i ca.340 Nm w pełni starczyły na jednorazowe wyprzedzenie 5 maruderów na trasie śmierci - starej A2. Przyśpieszka na poziomie 11 sekund do setki (z automatyczną skrzynią biegów) zapewne zaspokoi potrzeby 5 osobowej rodziny, teściowej i psa. Wszyscy się zmieszczą na raz w sporym wnętrzu.

Zdaniem weekendowego użytkownika efekt "mega-łał" pojawić się może jednak dopiero gdzieś w okolicach 200-220 KM mocy. Ustawiam się więc w kolejce do testów mocniejszych jednostek. Nie ma luty - nie ma zabawy ;) To chyba słaba strona większości nowych Fordów - jak chcesz mieć choć trochę łał to musisz wydać krocie na STcośtam lub RScośtam. Lub Brand New Stanga. A w pozostałych przypadkach kupujesz "pitu-pitu" i mało co "robi" setkę poniżej 9 sekund.

Spalanie - zadawalające w pełni - średnio 6,3 litra w cyklu mieszanym (80% trasa, 20% miasto). Co prawda dystans 380 km nie pozwala na pełną diagnozę, ale obietnice nie są płonne. To auto tyle pali i koniec. Ale z chęcią bym dorzucił nawet z 1,5 litra na setkę, byle efekt "mega-łał" był :) Te 200 kuca musi być :)

Wnętrze - przestronne, w pełni poprawne, intuicyjne i niewymagające. Konserwatywne. Ale to nie S-Max. I klasa premium to to też nie jest. I być nie musi. Mały mankament - dwa i pół dnia przeznaczyłem na szukanie portu USB do podpięcia pena z trylionem pirackich mp-trójek. I nie znalazłem do końca... Może gdzieś w podsufitce w bagażniku? Nie wiem. Radio 6000 CD. Być może było trzeba nagrać ulubiony zestaw Slayerów, Carcassów, Weekendów i Krawczyków na CD-R. Ale nie chce mi się wierzyć, że w XXI wieku auto renomowanego producenta nie ma wtykacza pod flesza. Audio takie sobie, mimo 8 głośników. Drugi mankament - nie da się zrobić "zimnego łokcia" 3mając rękę na kierownicy. Za dużo zbędnej i wolnej przestrzeni :/ Ba, nie da się nawet oprzeć łokcia na tapicerce drzwi, też swoją drogą konserwatywnie poprawnej.

Ostatni rząd foteli? Nad Zatokę Lwią bym się w ostatnim rzędzie siedzisk nie wybrał. A krótsze dystanse? Nawet postawne chłopisko dojedzie bez ujmy na honorze i skazy na ciele.

No i na koniec - rozwikłanie zagadki tajemniczego PowerShift-a. To nic innego jak dwusprzęgłowy automat. Chyba z Volvo. Ponoć wydumka jest zmorą wszystkich miłośników pasków w tedeiku z DSG. Nie wiem i nie oceniam trwałości produktu koncernu VW :) W tym wypadku jeździ się po prostu płynnie. Przy spokojnej jeździe faktycznie zmiany przełożeń są w zasadzie niewyczuwalne. Przy lutowaniu - odczucia są zbliżone do tradycyjnych awtamatów, ergo zmiany da się wyczuć. Czy wpływa to na dynamikę? Nie wiem - nie jeździłem Galaxy NoPowerShift.

Czy to auto dla mnie? Jeśli doczekam drugiego syna - przyda się i spełni swoją funkcję.

Reasumując:

plusy dodatnie: przestronność wnętrza, spalanie, siedmiomiejscowość - jak wozisz psa i teściową.

plusy ujemne: brak dodatkowych 60-80 KM i z setki Nm, pendrive w kieszeni, audio nie wbija w fotel, no i chyba cena - z 70 tys. bym dał, jak bym miał, ale to to chyba koło setki kosztuje... Oj...

czwartek, 2 stycznia 2014

Społeczna Rada Specjalistów

Skoro inicjatywy odgórne mają niską skuteczność, a mam tu na myśli działania politycznych autorytetów i rządowych specjalistów, to może warto podjąć trud dyskusji nad rozwiązaniami patowej sytuacji na polskich drogach w gronie osób niepowiązanych ze światem monteskiuszowej władzy. Kto powinien wejść w skład grupy tematycznej? Pomińmy kręgi polityczne. Dziennikarze motoryzacyjni? Przedstawiciele stowarzyszeń i klubów zrzeszających miłośników motoryzacji? Kierowcy sportowi? Przedstawiciele firm transportowych? Akademicy? Przedstawiciele usługowej branży motoryzacyjnej? Zabierzemy głos?


Kierowca o napędzie etylowym

Z przerażeniem obejrzałem dziś konferencje prasowe politycznych quasi-autorytetów. "Złotouści" z PiS, PJN i SLD obrzucili błotem włodarzy państwa, zarzucając odpowiedzialność za zdarzenia z Kamienia Pomorskiego. Druga strony barykady debatuje w gronie rządowo-ministerialnym, a i na obszarową aktywność Janusza Palikota zapewne też możemy liczyć. Demagogiczny teatrzyk trwa. Słowa, słowa, słowa... Bez realnych rozwiązań. Bo i takowych nie ma. Sukcesem zakończyć się może tylko i wyłącznie działanie długofalowe, oparte na planach na najbliższe 2-3 dekady, opierające się zarówno na zmianach prawnych i egzekwowaniu prawa (kary - to dla tych aktualnie jeżdżących), profilaktyce i edukacji (to dla obecnych przedszkolaków), a także poprawie infrastruktury drogowej (to dla przyszłych pokoleń). Póki co jednak mamy postulaty i zapowiedzi działań doraźnych, o których będziemy słyszeć z politycznych ust przez najbliższe dni. Wszystkie równie skutecznie ;) Mankamentem tych rozwiązań jest ich źródło: każda propozycja zmian zaproponowana przez ekipę rządzącą i/lub opozycję będzie skazana na porażkę. Dlaczego? Bo społeczeństwo odrzuca polityczne rozwiązania z definicji. Niski poziom zaufania społecznego wobec elit politycznych powoduje automatycznie negację działań przezeń podejmowanych.

Na jakie propozycje możemy liczyć? O czym będziemy słuchać przez najbliższe dni? Poniżej subiektywne Greatest Hits!

  1. Surowsze kary.  Z definicji zawsze oddziałują i dobrze wyglądają w komentarzach C.H. Beck. W praktyce ich zaostrzanie nie ma żadnego znaczenia. Wystarczy skutecznie egzekwować stan istniejący. W słabym państwie słabo to jednak wychodzi.
  2. Konfiskata mienia. Po pierwsze rozwiązanie nie jest zgodne z konstytucją. Po drugie - co z majątkiem osób prawnych, a nie fizycznych? Odbierać pracownikom samochody służbowe? Na jakiej podstawie prawnej? Kolejne zastrzeżenie dotyczy kosztów takich procedur. Wartość rozbitego E36 z Kamienia Pomorskiego wynosi kilkaset złotych. Koszty przeprowadzenia procedury - zapewne kilka tysięcy złotych. Rodzina sprawcy feralnego zdarzenia będzie szczęśliwa, jeśli wrak zostanie odebrany w majestacie prawa. Mniej zmartwień. Rozbity CLS w warszawskim metrze? Pani XY bez większego problemu kupi sobie kolejny egzemplarz. Ale za to przedstawiciel PJN błysnął urodą przed kamerami.
  3. Obowiązkowe okresowe badania psychologiczne i lekarskie kierowców z uprawnieniami amatorskimi. Założenie słuszne, pojawia się tu i ówdzie, jako propozycja, mniej więcej od 15 lat - można taki zapis prawny stworzyć i starać się realizować. Zastrzeżenia? Po pierwsze koszty: koszt rzetelnej konsultacji lekarsko-psychologicznej może oscylować w granicach kilkuset złotych. Czas trwania zestawu badań? Dwa dni robocze. Tyle czasu potrzebują specjaliści na wyciągnięcie wiarygodnych wniosków dotyczących osoby badanej. Bez większego problemu da się dojść do prawdy! Kto jednak ma się tym zająć i kiedy? Rozwiązanie takie skupi jednak całą złość narodową na "hienach" - psychologach i lekarzach i ich krwiopijczej tendencji do łupienia biednych licealistów, chcących uzyskać prawo jazdy. Jednak popularność uprawnień amatorskich wynika również z ich osiągalności. Niech więc pojawi się ustawowa stawka za badania lekarskie i psychologiczne. Realnie może ona wynieść ok. kilkudziesięciu złotych. Kwota jest dla kandydata na kierowcę w pełni akceptowalna - szczególnie w przypadku jednorazowego wydatku. I faktycznie nie powinna być wyższa. Należy się jednak zastanowić nad jakością badań uzyskanych za taką kwotę. Pozostanie na poziomie dzisiejszych badań lekarskich na kat.A, czy też B. Czyli żadnym. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest dotowanie badań okresowych dla kierowców-amatorów z budżetu państwa. W każdym innym przypadku poszkodowanym będzie albo obywatel, albo specjalista. Las rąk polityków chętnych do realizacji tego pomysłu przed oczami mymi...
O edukacji i szkoleniu kierowców nie wspomnę. Celowo. Nie ma o czym. I nie wspomnę zarówno o edukacji wstępnej, jak i działaniach podejmowanych przez samych kierowców już po uzyskaniu uprawnień.

Trzy ostatnie tragiczne przypadki (Kamień Pomorski, Warszawa, Łodź) pokazują jedno - państwo nie ma żadnego wpływu na sytuację drogową. Owszem, państwo może stanowić prawo i zaostrzać prawo, może również inwestować w infrastrukturę drogową, ale państwo nie jest przyjazne obywatelowi. Państwo nie daje się lubić. Jest tylko aparatem represyjnym, wnoszącym nowe obostrzenia skarbowo-podatkowe lub komplikującym zasady uczestnictwa w ruchu drogowym. Co łączy zdarzenia drogowe z Warszawy (kobieta wjeżdżająca CLS-em do warszawskiego metra) i Kamienia Pomorskiego (pijany dresik w czerwonym BMW E36 zabija 6 osób)? Obydwoje stoją ponad prawem. Kobieta poprzez powiązania ze światem tworzącym prawo, mężczyzna zaś - funkcjonując w świecie praw tworzonych na własne potrzeby. A dlaczego tak się dzieje? Gdyż niewydolne państwo nie stanowi atrakcyjnej alternatywy dla branżowych układów, klik, układów i półświatków. Wiele się mówi o współodpowiedzialności pasażerów i obserwatorów za te zdarzenia. O przyzwoleniu społecznym na prowadzenie pojazdów po "dwóch głębszych". Kto miał zadzwonić na policję? W przypadku Pani XY w warszawskiego metra - zapewne kolega po fachu. Pod warunkiem, że policja przyjęłaby zgłoszenie zawierające nazwisko powiązane ze światem warszawskiej palestry. A w Kamieniu Pomorskim? Zapewne kolega od biesiadnego stołu. Ten z koszulką CHWDP... Miejcie litość. Solidarność wewnątrzgrupowa, a nie postawy obywatelskie. W słabym państwie zawsze do głosu dochodzi ta pierwsza... Przypadek łódzki (dla przypomnienia chodzi o śmierć kobiety w 9 miesiącu ciąży) pokazuje nam przede wszystkim brak poczucia bezpieczeństwa u obywateli. Wszelkie dostępne aktualnie dane wskazują na to, iż do potrącenia doszło w momencie, gdy przestraszony kierowca chciał odjechać z miejsca, gdzie nietrzeźwi goście sylwestrowi zatrzymywali dla żartu przejeżdżające pojazdy. Część z uczestników eventu była agresywna. Całe zdarzenie trwało kilka chwili. Nie było reakcji policji. Jeden z kierowców chcąc wymknąć się z obławy trafił na ciężarną kobietę, która za wszelką cenę chciała kontynuować świetną zabawę pt. "zatrzymujmy przypadkowe auta za wszelką cenę". I cena była ostateczna.

piątek, 20 grudnia 2013

Tarcze i bębny - wojenny ekwipunek drogowy

Nawiązując do ostatniego wtrętu dotyczącego kampanii społecznej "10 km/h mniej" (patrz wtręt "hamulec dwuobwodowy") moja obsesyjno-kompulsywna natura nakazuje mi dorzucić kolejne 10 groszy. Do 10 km/h.

W trakcie ostatniego eksperymentu in vivo - w Akademii Jazdy Automobilklubu Wielkopolski (podziękowania dla Tomaszów Płaczków - Seniora i Juniora) - wykonaliśmy dwie próby hamowania - przy 50 km/h i 60 km/h. Za narzędzie treningowe posłużył nam usportowiony Ford Fusion 1.4 TDCi w kolorze Ferrarka Red. Wersja limitowana "50kW. Smak emocji. Szczególnie przy wyprzedzaniu na trasie". Bite 68 KM żywej mocy. Niutonki wyrywają McPhersony z budy ;) Opony zimowe Bridgestone Blizzak, rozmiar 196/65/15. Data produkcji: marzec 2013. Użytkowane od 3 tygodni. Próby wykonywał jeden kierowca.

Wnioski: różnica w drodze hamowania, pomiędzy prędkością 50 km/h, a 60 km/h, wyniosła dwie i pół długości auta. Pomiar na oko. Inny nie jest potrzebny. Nie chodzi o centymetry.

Zastrzeżenia do wniosków: po pierwsze - test odbył się na macie poślizgowej - przekłamuje to pomiar, choć z drugiej strony mata odzwierciedla trudne warunki, które aktualnie możemy napotkać. Po drugie - w aktualnych warunkach pogodowych na macie lepiej sprawdzały się opony letnie.

Na pierwszy rzut oka widać, że prawdopodobieństwo "zgarnięcia" pieszego jest większe przy prędkości o 10 km/h. Nagrody finansowej za to odkrycie nie dostaniemy. Nawet na Anty-Nobla nie starczy. Prawa fizyki znane są od wieków. Warto jednak wniosek sobie ponownie zinternalizować i mieć świadomość, że "dyszka" może uratować życie.

Czy każdemu pieszemu pomożemy w ten sposób? Kolejna oczywistość? Oczywiście, że nie :( Wszystkim pieszym polecam więc zapoznanie się z koncepcją "mindfulness" (koncepcja uważnej lub pełnej obecności po naszymu) prof. Jona Kabat-Zinna. Jak podaje jedno z polskich źródeł*, jest to "szczególny rodzaj uwagi: świadomej, nieosądzającej i skierowanej na bieżącą chwilę". Skoro takiej piechurowi zabraknie, nasze "minus dziesięć" niewiele może zmienić... Proponuję więc, uczestnicząc w dwunożnym ruchu drogowym, faktycznie mieć oczy dookoła głowy, a głowę przepełnioną zasobami uwagowymi skierowanymi na obserwację otoczenia. Dzięki temu dalej wszyscy zaj(e)dziemy :)

* http://www.mindinstitute.com.pl 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Hamulec dwuobwodowy

A dziś o hamowaniu przed pasami trzy refleksje. O hamowaniu przed chamem i braku hamowania u chama też. Za to bez rozważań naukowszych, choć z hipotezą do zweryfikowania.
Impulsem do rozważań niech będzie post z FB - autorstwa Szymona Waśkowskiego. Otóż p. Szymon zwraca się do wirtualnego ludu w te słowy (zachowano pisownię oryginalną): 
"a propos reklamy odnośnie prędkości wałkowanej w każdej tv oto moja wersja:

Podobne zdarzenia analizowałem już setki razy pieszy idzie chodnikiem / rowerzysta jedzie i nagle wchodzi / wjeżdża na pasy słyszy hamowanie po ponad sekundzie widzi samochód uderzenie to jak upadek z trzeciego piętra. To nie był przypadek bo pieszy / rowerzysta nie spojrzał czy kierowca jest w stanie zahamować. A teraz podejdźmy / podjedźmy do pasów spojrzyjmy w lewo potem w prawo i jeszcze raz w lewo, gdy się upewnimy przejdźmy / przejedźmy przez jezdnię. Kierowca nadjeżdżający jest w stanie zareagować i zatrzymać pojazd. Myślenie ratuje życie !"
Garść refleksji: 
(1) Na "ciura" vel "chama" lub "kotleta" trafisz zarówno na chodniku, jak i za kierownicą. Myślenie dotyczy obydwu stron drogowego konfliktu. Niedawno, w Mosinie, na przejściu dla pieszych zginął młody chłopak - całe życie chodził w kapturze i słuchawkach na uszach. Tak też odszedł, po wtargnięciu pod samochód. Rozumiem, że to zjawisko "Null-Bock" ponosi w pełni winę za to zdarzenie, ale prawidłowo jadący kierowca do końca życia będzie się bił z myślami. "Czy mogłem postąpić inaczej?". Charakterystyczne dla przeżytej traumy jest obwinianie siebie i perseweratywne powracanie do tego miejsca i tej chwili - rozkminianie zdarzenia, które przeplatane jest nieuzasadnionym obwinianiem samego. Dopóki uczestnik takiego zdarzenia nie dojdzie do porozumienia z samym sobą i nie przekona samego siebie, że "zrobił wszystko, co mógł" konsekwencje psychiczne są obciążające. PTSD jak malowane...
(2) Z drugiej strony spróbujmy przepuścić pieszego na oznakowanym przejściu na dwujezdniowej ulicy - z dwoma lub trzema pasami ruchu w każdą stronę. Jak powszechnie podają podręczniki eco-drivingu hamować trzeba jak najrzadziej i utrzymywać w miarę stałą prędkość. Trzy lata temu była spora akcja eco-drivingowa w Poznaniu - gratis dla mieszkańców miasta. I widzę jej efekty :) W momencie gdy zwalniam, lub czasem nawet staję przed przejściem, ekodrajwingowiec jadący za mną dość często zmienia pas ruchu, ażeby przyoszczędzić 0,03 l dizla w służbowej astrze. A nuż szef da premię :] Oj, nagminnie się to zdarza... Choć nie wieszam psów na kierowcach flotowych. Ostatnio jakieś babsko zrobiło to samo prowadząc 'monstrualnie' mocne aygo.
I na koniec - odkrycie z gatunku "nie próbuj tego robić sam w domu":
(3) Nawiązanie kontaktu wzrokowego z kierowcą nadjeżdżającego auta ułatwia przejście przez pasy. Weryfikowałem to wielokrotnie. I nie zdarzyło mi się, żeby kierowca, który widział, że ja go widzę (nie auto - tylko kierowcę) nie zatrzymał się przed przejściem przy którym dzielnie stałem. Przestał być anonimowy? Widział moje zaangażowanie? Był onieśmielony błękitem mojego oka? "Zabiłem" go wzrokiem bazyliszkowym? A może hipnotyzuję kierowców po miltonowsku? Nevermind. Trick działa, choć nie spotkałem się z żadnymi podstawami naukowymi zjawiska. Empiria jednak górą :)
Mankamenty, w przypadku prób weryfikowania powyższego założenia in vivo, są dwa:
(1) pieszemu się musi chcieć zwrócić wzrok w stronę kierowcy w pojeździe  
(2) kierowca musi mieć wzrok skierowany na drogę...
Jak jednak powszechnie wiadomo na ciura trafisz i w aucie i na chodniku, więc uważaj szczególnie na weryfikatorów hipotez i bądź szczególnie ostrożny jeśli chcesz prowadzić podobne eksperymenty na własnej skórze.
Ale o ciurach już było na początku wtrętu z dnia dzisiejszego - koło historii się zamyka.
 
 

środa, 6 listopada 2013

Nitro 2: Szybcy i Prości

Skoro ostatnio oberwało się kierowcom transportu medycznego (wtrąt "Nitro" - polecam) czas rzucić się za Wielką Wodę - w tematyce bądź co bądź jednak chemicznie zbliżonej.

Dygresja:

Dygresję mogą pominąć wszyscy Ci, którzy oczekują na premierę Nitro 2:)

Jak to drzewiej bywało pewna część artykułów w portalach internetowych zaczynała się od słów "Amerykańscy uczeni odkryli..." lub "Jak donoszą amerykańscy naukowcy...", co wzbudzało ogólną niechęć polskiego świata nauki do obrzydliwie bogatych kapitalistów. W chwili obecnej bardziej nienawidzimy komunistów - dominacja Chin w świecie odkryć naukowych jest coraz bardziej widoczna. I nie ma się co dziwić - ileż można produkować Ai-Fony sprzedawane w hurcie po 17 eurocentów, skoro za równowartość kontenera Ai-Fonów zespół geniuszy z jednego z 583 chińskich uniwersytetów może wypracować Nobla...

Koniec dygresji 

Jako że jednak jestem konserwatystą, pozostanę przy starych regułach :)

Jak podają Amerykańscy Badacze* warto pijać Czerwonego Byka w trakcie wydłużonych tras. Cały ten chemiczny majdan, oparty od kofeinę, taurynę, inozytol, niacynę oraz tuzin innych substancji rodem nieomal z tablicy Mendelejewa, zdaje się jednak działać - według Jankesów, ma się rozumieć.

Otóż zupełnie zdrowa i przeciętna grupa Jankesów zasiadła (w symulatorach) za kierownicami jankeskich krążowników szos i w trakcie przerwy po dwugodzinnej przejażdżce wypiła po jankeskim Czerwonym Byku. Zupełnie zdrowa i przeciętna grupa kontrolna w tym samym czasie uraczyła się Placebo (chiński odpowiednik Czerwonego Byka? Hmmm...).

I cóż się okazało? 

  • pijący w trakcie przerwy wypoczynkowej Czerwonego Byka (RB) w 3 i 4 godzinie dalszej podróży po bezkresach jankeskiego wirtualnego świata utrzymywali swoje wirtualne jankeskie krążowniki w osi pasa jezdni. Byli więc "Prości". Amplituda odchyleń od osi pasa jezdni była niższa aniżeli w przypadku uczestników próbujących Napoju Energetycznego Placebo. Różnica wyniosła 2 cale - oczywiście na korzyść Jankesów raczących się RB. Dużo to? Mało? Różnica żadna, choć z drugiej strony dwucalowa wartość pozwala ocalić lusterko boczne... W takim Lambo to równowartość kilkunastu rocznych pensji chińskiego naukowca i kwota niewyobrażalna dla polskiego...
  • Ci sami pobudzeni kofeiną i wyciszeni inozytolem Jankesi utrzymywali stałą prędkość przelotową. Byli więc stabilnie "Szybcy". Tempomat zdaje się być zbędny. Grupa kontrolna jechała tempem mniej równomiernym. A jak wiemy z innych badań (o tym przy okazji kolejnego wtrętu) bezpieczny kierowca to kierowca jadący swoim równym tempem - niezależnie od tego, czy przekracza prędkość, czy też trzyma się unormowań kodeksowych. Plus dla RB ;)
  • Subiektywne oceny zmęczenia i senności, jakości wykonania zadania testowego i wysiłku mentalnego włożonego w całą zabawę na jankeskich symulatorach również wskazują na pozytywny wpływ RB. ogólny poziom szczęścia w grupie odurzonej chemiczną kofeiną zdawał się nie mieć górnego pułapu. Ale są to jedynie subiektywy, a do wyrażania subiektywnych opinii ma prawo jedynie autor bloga ;)  

Do rzeczy: warto spróbować pobudzić się napojem energetycznym w trasie.

Wiemy jednak, że:
  • jeśli kierowca jest już zmęczony to będzie zmęczony dalej i basta - nawet jeśli będzie chłeptał RB jak Pies Pankracy wodę z michy.
  • jeśli kierowca nagminnie raczy się kawą i napojami energetycznymi, czyniąc z tego styl życia, bycia i tycia to wartość stymulacyjna kofeiny na trasie spada (tachyfilaksja)
  • jeśli przesadzi jednorazowo - uzyska efekt odwrotny od oczekiwanego (zatrucie kofeiną)...
  • ... ale przynajmniej częściej się będzie zatrzymywał przy krzaczorach (kawa jest diuretykiem) - wartość dodana w gratisie :)
  • lepszy efekt (ze względu na zmęczenie sensoryczne, a nie fizyczne - mylimy pojęcia siedząc za kierownicą) uzyska kierowca ratujący się napojem izotonicznym, niż ten spijający "energetyki". A najlepiej przygotować sobie swój własny napitek wzmacniający ciało i umysł - zbilansować zimną mineralkę, sok z cytryny, odrobinę miodu i włala - magiczny napój Panoramixa gotowy ;) Nie mówiąc o dwóch kostkach gorzkiej czekolady, czy batoniku zbożowym, które to najlepsze sprzedawane są w niemieckim dyskoncie o nazwie zaczynającej się i kończącej na "L".


Do następnego wtrętu!

*Monique A. J. Mets & Sander Ketzer & Camilla Blom & Maartje H. van Gerven & Gitta M. van Willigenburg & Berend Olivier & Joris C. Verster Positive effects of Red Bull® Energy Drink on driving performance during prolonged driving. Psychopharmacology (2011) 214:737–745. DOI 10.1007/s00213-010-2078-2

czwartek, 31 października 2013

Lump w aucie

Moja młodsza koleżanka po fachu - Jessica Mercedes - podzieliła się ostatnio wrażeniami z jazdy najmniejszym Nissanem. Właściwości trakcyjne, potencjalne słabe punkty modelu, czas wymiany sprzęgła, trwałość żarówek i takie tam różne przemyślenia... Raczej standard w kobiecej ocenie samochodów.

 >>Szczegóły rozważań Koleżanki tutaj można przejrzeć :)<<

Poczułem się więc w obowiązku nawiązania do blogowej pasji Jess! Sam odkryłem dobrodziejstwo zwielokrotnionych zakupów i część z mojej garderoby dubluję przy zakupie. A czasem nawet potrajam.

Ostatnio kupiłem sobie trzy takie same koszule - dzięki temu mam trzy razy więcej tego, co mi się podoba i trzy razy więcej modowego świętego spokoju :)


Co to znaczy "modowy"? Przymiotnik odnoszący się do mody to "modny"... Czy, wobec tego, "autowy" odnosi się do motoryzacji?

Serdeczne pozdrowienia dla modowych (?) ludzi :)

P.S. Gwoli ścisłości - cenię sobie Panią Jess Mercedes Kirschner - za poszukiwanie allostazy, pasję i pomysł na siebie