piątek, 20 grudnia 2013

Tarcze i bębny - wojenny ekwipunek drogowy

Nawiązując do ostatniego wtrętu dotyczącego kampanii społecznej "10 km/h mniej" (patrz wtręt "hamulec dwuobwodowy") moja obsesyjno-kompulsywna natura nakazuje mi dorzucić kolejne 10 groszy. Do 10 km/h.

W trakcie ostatniego eksperymentu in vivo - w Akademii Jazdy Automobilklubu Wielkopolski (podziękowania dla Tomaszów Płaczków - Seniora i Juniora) - wykonaliśmy dwie próby hamowania - przy 50 km/h i 60 km/h. Za narzędzie treningowe posłużył nam usportowiony Ford Fusion 1.4 TDCi w kolorze Ferrarka Red. Wersja limitowana "50kW. Smak emocji. Szczególnie przy wyprzedzaniu na trasie". Bite 68 KM żywej mocy. Niutonki wyrywają McPhersony z budy ;) Opony zimowe Bridgestone Blizzak, rozmiar 196/65/15. Data produkcji: marzec 2013. Użytkowane od 3 tygodni. Próby wykonywał jeden kierowca.

Wnioski: różnica w drodze hamowania, pomiędzy prędkością 50 km/h, a 60 km/h, wyniosła dwie i pół długości auta. Pomiar na oko. Inny nie jest potrzebny. Nie chodzi o centymetry.

Zastrzeżenia do wniosków: po pierwsze - test odbył się na macie poślizgowej - przekłamuje to pomiar, choć z drugiej strony mata odzwierciedla trudne warunki, które aktualnie możemy napotkać. Po drugie - w aktualnych warunkach pogodowych na macie lepiej sprawdzały się opony letnie.

Na pierwszy rzut oka widać, że prawdopodobieństwo "zgarnięcia" pieszego jest większe przy prędkości o 10 km/h. Nagrody finansowej za to odkrycie nie dostaniemy. Nawet na Anty-Nobla nie starczy. Prawa fizyki znane są od wieków. Warto jednak wniosek sobie ponownie zinternalizować i mieć świadomość, że "dyszka" może uratować życie.

Czy każdemu pieszemu pomożemy w ten sposób? Kolejna oczywistość? Oczywiście, że nie :( Wszystkim pieszym polecam więc zapoznanie się z koncepcją "mindfulness" (koncepcja uważnej lub pełnej obecności po naszymu) prof. Jona Kabat-Zinna. Jak podaje jedno z polskich źródeł*, jest to "szczególny rodzaj uwagi: świadomej, nieosądzającej i skierowanej na bieżącą chwilę". Skoro takiej piechurowi zabraknie, nasze "minus dziesięć" niewiele może zmienić... Proponuję więc, uczestnicząc w dwunożnym ruchu drogowym, faktycznie mieć oczy dookoła głowy, a głowę przepełnioną zasobami uwagowymi skierowanymi na obserwację otoczenia. Dzięki temu dalej wszyscy zaj(e)dziemy :)

* http://www.mindinstitute.com.pl 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Hamulec dwuobwodowy

A dziś o hamowaniu przed pasami trzy refleksje. O hamowaniu przed chamem i braku hamowania u chama też. Za to bez rozważań naukowszych, choć z hipotezą do zweryfikowania.
Impulsem do rozważań niech będzie post z FB - autorstwa Szymona Waśkowskiego. Otóż p. Szymon zwraca się do wirtualnego ludu w te słowy (zachowano pisownię oryginalną): 
"a propos reklamy odnośnie prędkości wałkowanej w każdej tv oto moja wersja:

Podobne zdarzenia analizowałem już setki razy pieszy idzie chodnikiem / rowerzysta jedzie i nagle wchodzi / wjeżdża na pasy słyszy hamowanie po ponad sekundzie widzi samochód uderzenie to jak upadek z trzeciego piętra. To nie był przypadek bo pieszy / rowerzysta nie spojrzał czy kierowca jest w stanie zahamować. A teraz podejdźmy / podjedźmy do pasów spojrzyjmy w lewo potem w prawo i jeszcze raz w lewo, gdy się upewnimy przejdźmy / przejedźmy przez jezdnię. Kierowca nadjeżdżający jest w stanie zareagować i zatrzymać pojazd. Myślenie ratuje życie !"
Garść refleksji: 
(1) Na "ciura" vel "chama" lub "kotleta" trafisz zarówno na chodniku, jak i za kierownicą. Myślenie dotyczy obydwu stron drogowego konfliktu. Niedawno, w Mosinie, na przejściu dla pieszych zginął młody chłopak - całe życie chodził w kapturze i słuchawkach na uszach. Tak też odszedł, po wtargnięciu pod samochód. Rozumiem, że to zjawisko "Null-Bock" ponosi w pełni winę za to zdarzenie, ale prawidłowo jadący kierowca do końca życia będzie się bił z myślami. "Czy mogłem postąpić inaczej?". Charakterystyczne dla przeżytej traumy jest obwinianie siebie i perseweratywne powracanie do tego miejsca i tej chwili - rozkminianie zdarzenia, które przeplatane jest nieuzasadnionym obwinianiem samego. Dopóki uczestnik takiego zdarzenia nie dojdzie do porozumienia z samym sobą i nie przekona samego siebie, że "zrobił wszystko, co mógł" konsekwencje psychiczne są obciążające. PTSD jak malowane...
(2) Z drugiej strony spróbujmy przepuścić pieszego na oznakowanym przejściu na dwujezdniowej ulicy - z dwoma lub trzema pasami ruchu w każdą stronę. Jak powszechnie podają podręczniki eco-drivingu hamować trzeba jak najrzadziej i utrzymywać w miarę stałą prędkość. Trzy lata temu była spora akcja eco-drivingowa w Poznaniu - gratis dla mieszkańców miasta. I widzę jej efekty :) W momencie gdy zwalniam, lub czasem nawet staję przed przejściem, ekodrajwingowiec jadący za mną dość często zmienia pas ruchu, ażeby przyoszczędzić 0,03 l dizla w służbowej astrze. A nuż szef da premię :] Oj, nagminnie się to zdarza... Choć nie wieszam psów na kierowcach flotowych. Ostatnio jakieś babsko zrobiło to samo prowadząc 'monstrualnie' mocne aygo.
I na koniec - odkrycie z gatunku "nie próbuj tego robić sam w domu":
(3) Nawiązanie kontaktu wzrokowego z kierowcą nadjeżdżającego auta ułatwia przejście przez pasy. Weryfikowałem to wielokrotnie. I nie zdarzyło mi się, żeby kierowca, który widział, że ja go widzę (nie auto - tylko kierowcę) nie zatrzymał się przed przejściem przy którym dzielnie stałem. Przestał być anonimowy? Widział moje zaangażowanie? Był onieśmielony błękitem mojego oka? "Zabiłem" go wzrokiem bazyliszkowym? A może hipnotyzuję kierowców po miltonowsku? Nevermind. Trick działa, choć nie spotkałem się z żadnymi podstawami naukowymi zjawiska. Empiria jednak górą :)
Mankamenty, w przypadku prób weryfikowania powyższego założenia in vivo, są dwa:
(1) pieszemu się musi chcieć zwrócić wzrok w stronę kierowcy w pojeździe  
(2) kierowca musi mieć wzrok skierowany na drogę...
Jak jednak powszechnie wiadomo na ciura trafisz i w aucie i na chodniku, więc uważaj szczególnie na weryfikatorów hipotez i bądź szczególnie ostrożny jeśli chcesz prowadzić podobne eksperymenty na własnej skórze.
Ale o ciurach już było na początku wtrętu z dnia dzisiejszego - koło historii się zamyka.
 
 

środa, 6 listopada 2013

Nitro 2: Szybcy i Prości

Skoro ostatnio oberwało się kierowcom transportu medycznego (wtrąt "Nitro" - polecam) czas rzucić się za Wielką Wodę - w tematyce bądź co bądź jednak chemicznie zbliżonej.

Dygresja:

Dygresję mogą pominąć wszyscy Ci, którzy oczekują na premierę Nitro 2:)

Jak to drzewiej bywało pewna część artykułów w portalach internetowych zaczynała się od słów "Amerykańscy uczeni odkryli..." lub "Jak donoszą amerykańscy naukowcy...", co wzbudzało ogólną niechęć polskiego świata nauki do obrzydliwie bogatych kapitalistów. W chwili obecnej bardziej nienawidzimy komunistów - dominacja Chin w świecie odkryć naukowych jest coraz bardziej widoczna. I nie ma się co dziwić - ileż można produkować Ai-Fony sprzedawane w hurcie po 17 eurocentów, skoro za równowartość kontenera Ai-Fonów zespół geniuszy z jednego z 583 chińskich uniwersytetów może wypracować Nobla...

Koniec dygresji 

Jako że jednak jestem konserwatystą, pozostanę przy starych regułach :)

Jak podają Amerykańscy Badacze* warto pijać Czerwonego Byka w trakcie wydłużonych tras. Cały ten chemiczny majdan, oparty od kofeinę, taurynę, inozytol, niacynę oraz tuzin innych substancji rodem nieomal z tablicy Mendelejewa, zdaje się jednak działać - według Jankesów, ma się rozumieć.

Otóż zupełnie zdrowa i przeciętna grupa Jankesów zasiadła (w symulatorach) za kierownicami jankeskich krążowników szos i w trakcie przerwy po dwugodzinnej przejażdżce wypiła po jankeskim Czerwonym Byku. Zupełnie zdrowa i przeciętna grupa kontrolna w tym samym czasie uraczyła się Placebo (chiński odpowiednik Czerwonego Byka? Hmmm...).

I cóż się okazało? 

  • pijący w trakcie przerwy wypoczynkowej Czerwonego Byka (RB) w 3 i 4 godzinie dalszej podróży po bezkresach jankeskiego wirtualnego świata utrzymywali swoje wirtualne jankeskie krążowniki w osi pasa jezdni. Byli więc "Prości". Amplituda odchyleń od osi pasa jezdni była niższa aniżeli w przypadku uczestników próbujących Napoju Energetycznego Placebo. Różnica wyniosła 2 cale - oczywiście na korzyść Jankesów raczących się RB. Dużo to? Mało? Różnica żadna, choć z drugiej strony dwucalowa wartość pozwala ocalić lusterko boczne... W takim Lambo to równowartość kilkunastu rocznych pensji chińskiego naukowca i kwota niewyobrażalna dla polskiego...
  • Ci sami pobudzeni kofeiną i wyciszeni inozytolem Jankesi utrzymywali stałą prędkość przelotową. Byli więc stabilnie "Szybcy". Tempomat zdaje się być zbędny. Grupa kontrolna jechała tempem mniej równomiernym. A jak wiemy z innych badań (o tym przy okazji kolejnego wtrętu) bezpieczny kierowca to kierowca jadący swoim równym tempem - niezależnie od tego, czy przekracza prędkość, czy też trzyma się unormowań kodeksowych. Plus dla RB ;)
  • Subiektywne oceny zmęczenia i senności, jakości wykonania zadania testowego i wysiłku mentalnego włożonego w całą zabawę na jankeskich symulatorach również wskazują na pozytywny wpływ RB. ogólny poziom szczęścia w grupie odurzonej chemiczną kofeiną zdawał się nie mieć górnego pułapu. Ale są to jedynie subiektywy, a do wyrażania subiektywnych opinii ma prawo jedynie autor bloga ;)  

Do rzeczy: warto spróbować pobudzić się napojem energetycznym w trasie.

Wiemy jednak, że:
  • jeśli kierowca jest już zmęczony to będzie zmęczony dalej i basta - nawet jeśli będzie chłeptał RB jak Pies Pankracy wodę z michy.
  • jeśli kierowca nagminnie raczy się kawą i napojami energetycznymi, czyniąc z tego styl życia, bycia i tycia to wartość stymulacyjna kofeiny na trasie spada (tachyfilaksja)
  • jeśli przesadzi jednorazowo - uzyska efekt odwrotny od oczekiwanego (zatrucie kofeiną)...
  • ... ale przynajmniej częściej się będzie zatrzymywał przy krzaczorach (kawa jest diuretykiem) - wartość dodana w gratisie :)
  • lepszy efekt (ze względu na zmęczenie sensoryczne, a nie fizyczne - mylimy pojęcia siedząc za kierownicą) uzyska kierowca ratujący się napojem izotonicznym, niż ten spijający "energetyki". A najlepiej przygotować sobie swój własny napitek wzmacniający ciało i umysł - zbilansować zimną mineralkę, sok z cytryny, odrobinę miodu i włala - magiczny napój Panoramixa gotowy ;) Nie mówiąc o dwóch kostkach gorzkiej czekolady, czy batoniku zbożowym, które to najlepsze sprzedawane są w niemieckim dyskoncie o nazwie zaczynającej się i kończącej na "L".


Do następnego wtrętu!

*Monique A. J. Mets & Sander Ketzer & Camilla Blom & Maartje H. van Gerven & Gitta M. van Willigenburg & Berend Olivier & Joris C. Verster Positive effects of Red Bull® Energy Drink on driving performance during prolonged driving. Psychopharmacology (2011) 214:737–745. DOI 10.1007/s00213-010-2078-2

czwartek, 31 października 2013

Lump w aucie

Moja młodsza koleżanka po fachu - Jessica Mercedes - podzieliła się ostatnio wrażeniami z jazdy najmniejszym Nissanem. Właściwości trakcyjne, potencjalne słabe punkty modelu, czas wymiany sprzęgła, trwałość żarówek i takie tam różne przemyślenia... Raczej standard w kobiecej ocenie samochodów.

 >>Szczegóły rozważań Koleżanki tutaj można przejrzeć :)<<

Poczułem się więc w obowiązku nawiązania do blogowej pasji Jess! Sam odkryłem dobrodziejstwo zwielokrotnionych zakupów i część z mojej garderoby dubluję przy zakupie. A czasem nawet potrajam.

Ostatnio kupiłem sobie trzy takie same koszule - dzięki temu mam trzy razy więcej tego, co mi się podoba i trzy razy więcej modowego świętego spokoju :)


Co to znaczy "modowy"? Przymiotnik odnoszący się do mody to "modny"... Czy, wobec tego, "autowy" odnosi się do motoryzacji?

Serdeczne pozdrowienia dla modowych (?) ludzi :)

P.S. Gwoli ścisłości - cenię sobie Panią Jess Mercedes Kirschner - za poszukiwanie allostazy, pasję i pomysł na siebie

środa, 30 października 2013

Nitro

Ho ho ho! Treściwie i z przytupem dziś...

Kierowcy pijający kawę, herbatę oraz jedzący w trakcie prowadzenia pojazdów są bardziej agresywni za kierownicą (nie mylić z kierowcą-kobietą - patrz wtręt pt. "Kierownica") niż kierowcy jeżdżący o suchym pysku. Czy agresja zależy więc od kajzerki z Biedronki i pasztetowej z Carrefoura? Być tak nie powinno - wszak rodak głodny to rodak zły. Ale nie wspomina się w mądrościach ludowych o rodaku konsumującym...

Pownioskujmy inaczej: Ci agresywni częściej pijają gorące napoje i raczą się zakąskami. Dobre, czyż nie?

Cóż jeszcze? Kierowcy wrogo nastawieni do otoczenia istotnie częściej korzystają z telefonów komórkowych bez free-hand-set'ów. Badania polskie i do tego moje własne (Cybulski M, Wybrane uwarunkowania zachowań ryzykownych dla zdrowia u kierowców na przykładzie transportu sanitarnego w województwie wielkopolskim, Poznań 2012).


Oczywiście można mieć pewne zastrzeżenia do wniosków - gdyż ponieważ badania przeprowadzone były na kierowcach ambulansów, a nie na populacji ogólnej. Ale za to dotyczą ich prywatnych przejazdów ;) Noooo, ale blog też nie jest do końca poważnym przedsięwzięciem ;)

Wniosek na dziś: agresja i agresywność z kofeiną, mimo wszystko, lepsze niż NOS :)

Szerokości :]

wtorek, 29 października 2013

Kierownica

Kierownica jest żeńskim odpowiednikiem kierowcy. Kierownicom również należy się odrobina słodyczy :) Ależ proszę bardzo: według obserwacji własnych i opublikowanych badań "baba za kierownicą" równie często jest kobietą, jak i mężczyzną. Albo inaczej rzecz ujmując kierownice prowadzą równie męsko, co nosiciele slipów. Upada więc kolejny mit.

Według całkiem świeżych danych francuskich (Nallet N., Bernard M., Gadegbeku B., Supernant K., Chiron M.: Who takes driving licence point recovery courses in France? Comparison between course-takers and ordinary drivers. Transportation Research Part F 2010; 13:92-105) kobiety wciąż stanowią mniejszość na kursach reedukacyjnych, niemniej jednak nadrabiają jakością ;) Pod względem cech osobowości kierownice nie różnią się od kierowców - w obydwu grupach na kursach dominują neurotyczni (czyli niezrównoważeni emocjonalnie) ekstrawertycy. Czyli kto? Czyli temperamentalni cholerycy, jeśli posłużyć się typologią Hipokratesa-Galena. Francuskie kursantki spędzają w samochodach średnio 90 minut dziennie, są lepiej wykształcone od kursantów z wąsami, częściej pełnią funkcje menedżerskie i kierownicze (kierownica-kierownik? Hmm...), a także oceniają siebie, jako lubujące się w ryzykowaniu :) Dodatkowo traktują samochód jako część biura i najczęściej podróżują same. Po męsku, nie ma co...

Ad rem więc: to drogowa maskulinizacja czyni kierownice niebezpiecznymi :) Tylko czy to wciąż są te same "baby za kierownicą"?.

(Założeniem autorskim jest prezentacja własnej, często zwichrowanej, wizji drogowej rzeczywistości. Autor daleki jest od uprzedmiatawiania kogokolwiek - niezależnie od podziałów płciowych i nie życzy sobie żadnych genderowo-feministycznych komentarzy. Janusza Korwina-Mikke sobie cenię, ale akurat nie za stosunek do płci dużo piękniejszej ;) No i licentia poetica rulez)

Luz na sworzniu w e34

Nieszczęścia chodzą (jeżdżą?) parami... Gdzie można spotkać bigoreksję wraz z tanoreksją? W BMW e34 ;)

Zapłon

Bez zbędnego owijania. Interesuje mnie tematyka transportowa, a uściślając bezpieczeństwo drogowe zależące od człowieka za kierownicą. Wiem, wiem - nie da się sprowadzić tematyki do czynnika ludzkiego, stąd też wrzutka ze zmiennymi w poprzednim poście.

Mniej lub bardziej luzacko podzielę się swoimi hipotezami, przemyśleniami i dokonaniami z obszaru BRD. Miewam tendencję do bełkotania po naukowemu, stąd też proszę o feedback, jeśli będę mało czytelny ;)

Na początek genialny wniosek. O Poznańczykach. Jak jeździmy? Zbyt szybko i zbyt mało dynamicznie jednocześnie.

Dowód? Mały wtręt z poznańskich ulic: ruszamy wszyscy na zielonym z ronda Nowaka-Jeziorańskiego. W każdym głupawym podręczniku eco-drivingu stoi: jak najszybciej osiągnij maxymalną dozwoloną (ma się rozumieć ;)) prędkość podróżną. Tymczasem - nawykiem taksówkarskim po zapaleniu się zielonego powoli odkładamy wykałaczki, telefony, zapalniczki, ściągamy dłoń ze szczerozłotym tombakowym łańcuchem z kolana "lalki", szukamy "jedynki" i już w 4 sekundy po zapaleniu się zielonego ruszamy. Wiadomix, czas to pieniądz. No dobra, różne typy temperamentalne za kierownicami są, nie da się ukryć. Jakimś cudem zawsze jestem pierwszy spod świateł, choć mocy w dizelu mam tyle, co skuter chińskiej produkcji (50kW - smak emocji - szczególnie przy wyprzedzaniu na trasie, nie ma co...). Ale co interesujące, tuż przed dojazdem do kolejnych świateł - w okolicach setnego metra przed światłami - wszystkie te ospałe kotlety dłubiące w zębach uprzednio na zielonym wyprzedzają mnie z dzikim pędem w swoich lanosach, służbowych fabiach z LPG i innych plastikowych wytworach współczesnej motoryzacji. No i zaczyna się nerwowe hamowanie. No na światłach trzeba być pierwszym. Ba. Po to, aby zaspać na kolejnej zmianie i znów testować hamulce przed kolejnym skrzyżowaniem. Niemiecki ADAC powinien publikować testy hamulców w oparciu o testy przed polskimi skrzyżowaniami :]

A więc jeździmy zbyt szybko i zbyt mało dynamicznie. I bez głowy najczęściej... Z drugiej strony, jak mawiał idol czerwonej młodzieży - prawdziwego drogowego kotleta poznasz nie po tym, jak zaczyna, tylko po tym jak kończy. Tutaj z piskiem najtańszych klocków hamulcowych...

P.S. Nie twierdzę, że eco-driving jest rozwiązaniem wszelakich bolączek. Ale zdrowy rozsądek na pewno to ułatwia...

Rozrusznik

Od lat staram się rozwikłać jedną i tą samą zagadkę. Szukam zmiennych zależnych, niezależnych i zakłócających. I feruję wyroki. I wywieram wpływ. Oraz kreuję.

Odnoszę jednak czasami wrażenie, że chcę zamknąć w słoiku cały wiatr hulający nad autostradą. Czyli jednak nie rozwikłam zagadki. Ale poszukiwania zmiennych, ferowania wyroków i kreowania i poczucia sprawstwa nikt mi nie odbierze.

Kim jestem i co mnie tu sprowadza? Jestem jak Gumowa Kaczka - z jednej strony oraz Szeryf Wallace - z drugiej (nie znacie postaci? Obejrzyjcie "Konwój"). Z jednej strony wolny człowiek, mentalny anarchista, dewiant społeczny mieszczący się w normach ilościowych i człowiek idący pod prąd, z drugiej - dbający  o ład i porządek i zmierzający do uporządkowania bałaganu. Burząc ład Gumową Kaczką można doprowadzić do wykreowania ładu nowego - tego "szeryfowego".

O czym więc będziemy mówić? O tym, co się dzieje na asfalcie.